Z nowym rokiem – nowym krokiem.
Ekspert od win
05.01.2011

Z nowym rokiem – nowym krokiem.

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Już tu jest. Nowiutki. Nieużywany. 2011. Trzeba go dobrze zaplanować, tym bardziej, że może być przedostatni. Pamiętacie, że za rok koniec świata? Hę? No właśnie! Zatem do dzieła!

Sięgając do pamięci, na pewno znajdzie się parę win jeszcze nie wypitych, parę takich, do których mieliście wrócić, no i rzecz jasna parę takich, o których jeszcze nie wiecie, a które porwą Was za sobą.

Plany na rok 2011

Jak pociski z karabinu przez dotknięty ręką Boga umysł, lecą myśli o tym, co w tym roku stać się musi lub powinno.  
Po pierwsze – rozpocząć przygotowania do Mistrzostw Świata 2013 w Tokio. Język francuski na tip-top. Podróże po południowych krajach Europy; nowych, nie całkiem poznanych, a które stanowią ważną część testu pisemnego w czasie zawodów. Słowenia, Rumunia, Czarnogóra, Mołdawia, Bułgaria. Oj będzie trzeba dobrze to rozplanować. Na trzeci ogień – cygara, herbaty, kawy i alkohole, których jeszcze dobrze w Polsce nie znamy. Azjatyckie, północno-afrykańskie, brazylijskie, kanadyjskie i wiele, wiele innych. Tak. Azja i Ameryka. Ale to chyba next year… Chyba że jakimś cudem uda się znaleźć „czas” i czas.

Po drugie ( i najważniejsze ) – wina, wina, wina.

Przede wszystkim te, które trzeba lepiej poznać. Generalnie rzecz biorąc południowo-europejskie, chińskie i japońskie, brazylijskie z i Północnej Afryki. Zaraz potem te do których zawsze ciągnie, a na które wciąż spoglądam tęsknym okiem. Klasowe Burgundy z Cortoni, Volnay, Chablis, Montrachet i (jak los zdarzy) – Romanee Conti. Cru Classe z Bordeaux też. Koniecznie Angelus, Ausone, Haut-Brion i Palmer. Za Lafite-Rotschild, La Tour, Petrusa i Cheval Blanc zrobię publicznie pierwszą w życiu gwiazdę. Słowo! A latem powrót do „białości”. Egon! Egon! Egon! Cokolwiek! Wszystko!

Spróbuję pokochać Tempranillo. Zacznę od najlepszych Ribera del Duero i Toro. Valbuena i tak dalej… Rioja później. No i oczywiście najbliższe mojemu serduszku Włochy. Każde ilości dobrego Amarone i Recioto, Barolo i Brunello, i koniecznie jedno z najbardziej zaskakujących ubiegłorocznych odkryć –„ Jo” od Gianfranco Fino. Od niego zresztą chyba zacznę, póki na zewnątrz dzieje się to, co nazywamy zimą, a czego szczerze nie darzę uczuciem, jeżeli trwa dłużej niż tydzień…

W międzyczasie

A w tzw. „międzyczasie”, oddam się lekturze etykiet ciekawych, lub rzadko spotykanych, na które rzadko się do tej pory decydowałem, oddając pierwszeństwo moim ulubieńcom. Mniej znane apelacje Hiszpanii, południowa Portugalia, czerwone Węgry, Słowenia, Loara.

O mamo! Czy to wszystko uda się zrobić? Rok ma przecież tylko 365 dni, a to wyżej to tylko same przyjemności. A przecież są jeszcze obowiązki. Degustacje, panele, wyjazdy do winnic z „lubieżnikami” wina. Nic to. Nie ma co się zastanawiać – trzeba wziąć się do pracy. Przecież dziś już 5-ty!

Powiązane artykuły