rating 8/10

Powinno być o Walentynkach. Bo za pasem. Bo wypada. Bo taka moda… Nic z tego. Sprawa była wałkowana już wszerz i wzdłuż przez wszystkie lata, wystarczy sięgnąć do archiwum. Ok – dla równowagi we wszechświecie szybko wspomnę moich ulubieńców. Szampan. Amarone. Dziękuję za uwagę.

Dziś bardziej gra mi w głowie piątkowa wyprawa w nałęczowskie okolice, gdzie wraz z wąską grupą zapaleńców poznawaliśmy, co oznacza pojęcie „styl wina”, i czym różni się ten uznawany za tradycyjny od tego, który określamy mianem „moderny”. A sytuacja, wbrew obiegowemu stereotypowi, wcale nie jest taka prosta i oczywista… Pomimo czasami wspólnych mianowników, zależnie od regionu, „stare szkoły” charakteryzują się czymś innym. Nie dziwi zatem, że ich byty alternatywne również. W końcu muszą się odnosić do tej konkretnej formy bytu.

Na warsztat trafiły zatem loarskie Sancerre, mozelskie Kabinett, werońska Valpolicella, iberyjska Rioja i madziarski Tokaj. I wcale nie trzeba być alfą i omegą by zauważyć, na czym polegają odległości pomiędzy stylistycznymi biegunami. W wielce telegraficznym skrócie: konstrukcja, nuta owocowa, technika, wyjście z ram oraz czas. Co ciekawe, nowoczesny styl nie zawsze gra na kosmopolitycznych nutach, a tradycyjny nie zawsze oznacza surowość i prostotę.

Morał z bajki płynie taki. Nowe style powstają po to, by stworzyć szerszą perspektywę, czasami wręcz nową rzeczywistość. Nie dajmy zatem samym sobie i innym zamykać się w sztampowych hasłach i uproszczonych stereotypach „nowoczesnej Rioja”, czy „win parkerowskich”. To są tylko wycinki całości. Nowoczesność w Rioja dziś to już całkiem inna bajka, a i u Parkera zmiany, zmiany, zmiany… Pilnujmy też świadomości, że każdy region oferuje kilka perspektyw swojego oryginału. I żaden z nich nie jest dla nas lepszy lub gorszy „z góry”. Dopiero gdy je poznamy, dla każdego miejsca od nowa, sami decydujmy, której wersji oddamy bez reszty swoje kubki smakowe.