Take nr 2.
Ekspert od win
22.07.2013

Take nr 2.

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Po raz drugi przyszło powalczyć w zawodach o tytuł najlepszego sommeliera świata. Tym razem zawody zorganizowano w Tokio, a chętnych miało się stawić aż pięćdziesięciu siedmiu, reprezentując prawie wszystkie federacje krajowe, plus aktualni mistrzowie kontynentów z „dzikimi kartami” w rękach.

Plan bycia w półfinale był realny i możliwy, jak się słusznie wydawało, do osiągnięcia. A tam – walka o finał od zera, dla wszystkich półfinalistów.

Dzięki uprzejmości Star Alliance, podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni, via Wiedeń, przebiegła nader sprawnie, choć ostatni jej etap – z lotniska do centrum miasta trwał grubo ponad dwie godziny. I nie chodzi bynajmniej o dystans, a raczej delikatnie rzecz ujmując, gęstość zasamochodzenia stolicy kraju. Kilkunastogodzinna podróż, plus dżetlak, dały się we znaki wszystkim podróżującym , skutecznie posyłając ich do Manitou przy pierwszej okazji.

Japonia jest piękna. To nie dziwi. Japonia jest czyściutka i zorganizowana. To też nie dziwi. Jednak połączenie czasem wręcz groteskowej dbałości o przestrzeganie zasad, wraz z kulturą Japończyków, daje zaskakująco komfortowe życie. Owszem – każdy ma swoje mocne i słabsze strony, jednak z moim nie tyle zamiłowaniem porządku, ile szacunku dla ludzi wokół, czułem się tam jak ryba w wodzie.

Bez zbędnych formalności, następnego ranka przyszedł czas rywalizacji. Przyznam, że testowanie, po uwzględnieniu różnic czasu, win i alkoholi w ciemno, z nieprzestawionym zegarkiem, a zaraz po nich pisanie trudnego testu pomiędzy 2.00 z 5.00 rano naszej rzeczywistości, to dość ciekawe przeżycie… Z drugiej jednak strony, świadomość wewnątrz i z rozmów z pozostałymi uczestnikami, dawała wiele powodów do trzymania kciuków i zadowolenia. I chyba cieszyłem się zbytnio, bo wezwany po kolejnych dwóch godzinach oczekiwania, na część praktyczną, podszedłem do niej zbyt pewny siebie. Starając się skompletować maksimum punktów, w trudnym  zadaniu, w bardzo wyśrubowanym czasie, po prostu… zabrakło go na dokończenie konkurencji, a w efekcie –sporo zer w tabeli z czynnościami do wykonania. Głupi błąd. Szczeniacki prawdę mówiąc… Niektórzy konkurenci nie wykonali zadania w pełni, lecz je zakończyli, zbierając punkty za całokształt, których mi zabrakło, by w pełni odzwierciedlić swoje umiejętności i wiedzę. Koszt był ogromny – koniec zawodów na ćwierćfinale i miejsce równo w połowie stawki. A były szanse na dużo więcej. Nie ma co biadolić – trzeba było nie przesadzać i iść „po łebkach” ku końcowi, zamiast bawić się w efektowne drobiazgi…

Zawody wygrał, zgodnie z oczekiwaniami, Paolo Basso ze Szwajcarii. Ucieszyło mnie jak najbardziej zasłużone 2-gie miejsce Veronique Rivest z Kanady, a nie wiem, czy nie jeszcze bardziej, brąz dla Aristide Spies’a z Belgii. Dlaczego?

Spotkałem Aristide sześć lat temu, gdy po raz pierwszy reprezentowałem Polskę na mistrzostwach Europy, w 2007-ym roku, w Sofii. Tam Aristide odpadł w półfinale, zrobił przerwę w startach, poświęcił czas drodze po tytuł Master of Sommelier, który niedawno uzyskał. Efekt jest widoczny ponad wątpliwość. Ja także, jeszcze przed mistrzostwami świata,  nie znając historii młodego Belga, podjąłem decyzję, że jeżeli nie stanę w tokijskim półfinale, zrobię przerwę w startach i ruszam po edukację i tytuł w Court of Master Sommeliers. Zaczynam w listopadzie, pod Wiedniem, i mam nadzieję dynamicznie kroczyć w stronę tytułu MS, a potem zastanowić się nad startem po prawo kolejnego udziału w mistrzostwach świata w 2016 roku. Czy tak się stanie? Czas pokaże. Teraz skupiam się na tym, co już zacząłem w ubiegłym i bieżącym roku – na wspieraniu młodszych kolegów w startach krajowych i międzynarodowych, dzieląc się z nimi doświadczeniami i wszystkim, co wiem.


Powiązane artykuły