Rioja

0/10

Wczesnym marcowym porankiem, na drodze ze stolicy kraju Basków - Victoria de Gasteiz, wprost z odrestaurowanego zamku, pełniącego rolę jednego z należących do państwa hiszpańskiego hoteli Parador, gnając w stronę Labastida, zastanawiałem się, co przez ostatnie dwa lata zmieniło się w Rioja Alavesa.

 

Ta najbardziej północna część najważniejszego regionu winnej Hiszpanii, przez długi czas borykała się z dwoma dylematami: jak wyjść z cienia Rioja Alta, która skrzętnie korzystała i korzysta z jej dobrodziejstw, a przede wszystkim, jaki komunikat o własnej tożsamości wysłać w świat? Po niespełna godzinie zawitałem do bram pierwszej winiarni i tylko czekałem na moment, by móc zadać nurtujące pytania.

Czas płynął jednak tak szybko, a gospodarze przygotowali tyle niespodzianek, że nim się spostrzegłem, zmierzałem w stronę samochodu. W międzyczasie jednak miałem okazję zwiedzić wszystkie zakamarki posiadłości. A kryły w sobie dość nieoczekiwane połączenie. Jakie? Otóż główny korytarz wiodący od wejścia do budynku w głąb, aż do piwnicy, spełniał rolę galerii sztuki, wypełnionej dziełami polskiego artysty z Poznania, którego nazwisko niestety uciekło już mojej pamięci, a który był również autorem futurystycznego kształtu zabudowań. Przy korytarzu znajdowała się salka, również pełna dzieł wspomnianego, a na podwyższeniu – fortepian. Całość bardzo kolorowa, oszałamiająca barwami i ich połączeniami, a po chwili dopełniona muzyką Chopina, którą z fortepianu wydobywała moja przewodniczka. Dodając do tego jej Ormiańskie korzenie i amerykańskie, ba! Nowojorskie obywatelstwo, wszystko dało mariaż niecodzienny! Po chwili dla duszy, nadeszła chwila dla ciała, i wprost z kadzi polały się wina z ostatnich roczników, nad którymi w ogóle nie miałem ochoty roztrząsać ich równowagi, budowy, lecz ciesząc się ich kolorytem i niuansami.

Tocząc się przez Labastida, na drugi jej koniec, próbowałem ochłonąć i przypomnieć pytania, które przecież tak bardzo chciałem zadać… Na moje w tej chwili szczęście, drugi z moich gospodarzy był jednym z tych, którzy stawiają konkrety i pracę w winnicy. Bez zbędnych formalności zabrał mnie wprost między krzewy, drogę urozmaicając rozmową o tym wszystkim, co w Rioja Alavesa teraz najmocniej piszczy w trawie. O tym, że dzięki dotychczasowym badaniom wiedzą, że ich klimat i ziemia pozwala tworzyć im wina najbardziej aromatyczne i eleganckie ze wszystkich trzech części regionu. O tym, że wiedza które klony Tempranillo i które inne odmiany najbardziej pasują do ich filozofii wina. O tym, że już nie są mniejszym bratem, lecz samodzielnym, równorzędnym partnerem Rioja Alta, proponując światu wina równie klasowe, lecz bardziej smukłe i energiczne. Tak… W pięć godzin, wliczając lunch z frytowanymi panierowanymi jagnięcymi migdałkami, chuleton i płynem lokalnej proweniencji od lekkiej, orzeźwiającej białej Viura, przez Crianza, aż po Gran Reserva i wino autorskie we współpracy z Michellem Rolandem, dotknąłem, zobaczyłem usłyszałem, posmakowałem i  zapamiętałem więcej, niż ślęcząc godzinami nad mądrymi księgami i artykułami. I wam też to polecam. I zdrowiej. I smaczniej. I ciekawiej. I skuteczniej.


Powiązane artykuły