Podcast o winie - Kilka głębszych... [Odcinek 3 - Północ Francji i Prowansja]
Podcast o winie
06.09.2022

Podcast o winie - Kilka głębszych... [Odcinek 3 - Północ Francji i Prowansja]

Autor posta Krzysztof Szubzda
Krzysztof Szubzda

0/10

We wrześniu zapraszam was na wino do Francji. Dokładnie do północnej części tego kraju. A jest tam z czego wybierać.

Posłuchaj podcastu:

Zacznijmy chociażby od Doliny Loary – rzeki, która jest dla Francuzów tym, czym dla nas Wisła. A może nawet czymś więcej. Bo nad Wisłą stoi tylko jedna rezydencja królewska, Wawel, a nad Loarą zamków królewskich jest kilkanaście, do tego rezydencje szlacheckie, pałace bogatych osobistości i różne pomniejsze dwory - w sumie prawie 300 szacownych obiektów na przestrzeni zaledwie 250 km biegu rzeki.

Żeby nie było - Wisła też ma swoje osobliwości. To właśnie nad nią miał swoją jamę smok wawelski, nad Wisłą urodził się Mikołaj Kopernik, a nawet Adam Małysz! Ale z kolei nad Loarą spoczął Leonardo da Vinci, król Karol 8 dokonał żywota uderzając głową w nadproże swojej nadloarskiej rezydencji, a zamek Usse stała się inspiracją dla disnejowskiego pałacyku śpiącej królewny.

Nic więc dziwnego, że w tym rezydencjalnym rejonie, zwanym czasem wielkim ogrodem Francji powstają na wskroś francuskie wina - głównie białe. Klasycznym hitem jest oczywiście Sauvignon Blanc – szczep, który chętnie zmienia tonacje smakowe w zależności od miejsca pochodzenia. Na południu Francji smakuje nieco agrestowo, w Chile i RPA potrafi ujawnić melonową soczystością, w Kalifornii uwodzi brzoskwiniową słodyczą, pod słońcem Nowej Zelandii rodzi się w tym winie lepkość marakui, ale tylko nad Loarą Sauvignon blanc orzeźwia posmakiem limonki i zaskakuje mineralnością. A myślę, że takie mineralne orzeźwienie przyda nam się w ciepłe wrześniowe wieczory. Synoptycy zapowiadają, że tegoroczny wrzesień będzie cieplejszy niż w ostatnich latach.

Dlatego poszukiwacze orzeźwienia znad Loary mogą też rozważyć Chenin Blanc, który we francuskim ogrodzie robi się i na słodko i na wytrawnie a nawet z bąbelkami, albo można się orzeźwić Melonem de Bourgogne. To szczep najbardziej nadloarski i choć ostatnio wzięli się za niego również Amerykanie, to tylko ten znad Loary pachnie morskim przypływem i odświeża w ciepły wieczór smakiem nieco słonawych cytrusów. I Sauvignon Blanc i Melona i kilka innych, głównie białych propozycji z doliny Loary znajdziecie na stronie Winezji.

A wędrując dalej nad wschód Francji, a dokładnie północny wschód, mijamy Paryż, bez żalu, bo w okolicy Paryża nic się ciekawego nie dzieje, jeśli chodzi o winnice oczywiście, ale już po półtorej godziny jazdy A-czwórką w stronę Reims docieramy do Szampanii, gdzie produkuje się znane na całe świat wino musujące. Symbol luksusu, doskonałości i odświętności! Szampan, bo o nim rzecz jasna mowa, ma swoje legendy, cytaty wielkich ludzi, swoje opasłe kilkudziesięciolitrowe butelki, swoją efektowną tradycję otwierania ich szablą, a nawet swoje korki w kształcie charakterystycznego grzybka, do tego swoją technikę polewania, swoje domy szampana i oczywiście swoje bajońskie ceny. Ale okazuje się, że wcale nie trzeba wydawać tysięcy euro, żeby spróbować naprawdę dobrego szampana. Czy wiecie, że kultowego Dom Perignona rocznik 2012 można znaleźć w Winezji w cenie zaledwie 100 2-litrowych butelek coca coli. Wiem, że to bezczelne porównanie, ale przemawia do wyobraźni. Jeśli pijecie dwie duże cole tygodniowo, to rocznie przepijacie równowartość jednego z najbardziej prestiżowych trunków na świecie. Więc może zamiast 100 kalorycznych bomb sacharozy z gazem warto skosztować gwiazd, bo tak zareagował słynny mnich, kiedy spróbował jedwabistej lekko musującej kompozycji migdałów, grejpfrutów i suszonych owoców. Potem zachwycali się nią wszyscy wielcy tego świata. Od Ludwika XIV po Marlin Monroe i agenta 007.

Oczywiście łatwiej byłoby się zdecydować na szampana, gdyby był w cenie jednej, a nie stu butelek coli. To oczywiście jest niemożliwe, ale mogę wam zaproponować inny układ. Prawdziwy szampan i to z tego samego domu szampana, który stoi za Dom Peringonem możecie mieć w cenie 24 butelek dużej coli. Nazywa się Moët & Chandon Brut Imperial. W środku znajdziecie szczepy Pinot Noir, Pinot Meunier oraz Chardonnay jak na najprawdziwszego szampana przystało, w bukiecie - zielone jabłka, cytrusy, trochę białych kwiatów i subtelna nuta soli, żeby wprowadzić trochę kreatywnego zamieszania na języku. A to wszystko powtarzam w cenie 24 butelek napoju odpowiedzialnego za pandemię otyłość i próchnicę w krajach pierwszego świata.

No dobra, jeśli wciąż nie jesteście zdecydowanie to dajcie mi ostatnią szansę. Wyobraźcie sobie upalny wrześniowy dzień i słynnego francuskiego bajkopisarza Jeana de la Fontaine podskakującego w ozdobnym dyliżansie po wyboistej drodze do winnicy barona Alberta. Nagle do dyliżansu wpada natrętna szampańska i tak powstaje bajka Dyliżans i mucha. I teraz wyobraźcie sobie, że już pojutrze możecie mieć prawdziwego szampana z tej właśnie bajkowej winnicy. Szampana, że mucha nie siada, a właściwie raczej siada, bo też się zwabi na gorący aromat pieczonych jabłek i mięsistość gruszek, zatopione w chrupkiej nieco migdałowej kwasowość i subtelnych kwiatowych bąbelkach. Szampan nazywa się oczywiści La Fontaine i nie zapłacicie za niego więcej niż za 15 dużych butelek wysoko słodzonego odrdzewiacza.

Mam nadzieję, że wreszcie przekonałem i możemy wracać na A-czwórkę, bo jeśli się pospieszymy to za 3 godziny będziemy w stolicy Alzacji czyli w Strasburgu, albo w Sztrasburgu jeśli ktoś woli podkreślić niemiecką przeszłość tego miasta. Bo Alzacja bywała i po tej po tej stronie burzliwej granicy francusko lub frankońsko-niemieckiej lub pruskiej. Najuczciwiej byłoby więc nazwać to miasto po alzacku czyli Szdrosburi, ale taka wymowa jest chyba w naszym kraju niepoprawna, a dwie poprzednie - równie dobre.

Nieustanne zmiany granic nie pozostawały bez wpływ na wino. Kiedy Strasburg zmieniał się w Sztrasburg, alzackie specjały stawały się nieco mocniejsze i wytrawniejsze, a dominującym szczepem stawał się oczywiście Riesling, a kiedy Sztrasburg zamieniał się w Strasburg wina subtelniały, a w winnicach rozpowszechniał się Pinot Gris, zwany początkowo alzackim tokajem, ale że Węgrzy nigdy jednak Alzacją nie władali, to dla uniknięcia międzynarodowego skandalu alzackich tokajów już nie ma. Jest Pinot Gris. I Riesling. Zajmują odpowiednio 3 i 1 miejsce na liście najpopularniejszych win z tamtych stron. Na miejscu drugim alzackiej listy przebojów uplasował się Gewurztraminer.

Miejsce czwarte zajmuje typowo podsztarsburski kuzyn Charodonney, czyli Auxerrois Blanc, a miejsce piąte - Pinot Noir prawie ex aequo z Sylvanerem

Większość hitów alzackiej listy przebojów znajdziecie w Winezji, a jeśli ktoś lubi składanki to może poszukać win, które są świetnym kupażem topowych szczepów.

No czas wreszcie zmienić autostradę. Na A-31. Kieruj się na południowy zachód! Za 3 i pół godziny dojeżdżamy do Dijon, miasta które spokojnie mogłoby nosić dumne miano stolicy francuskiego wina, ale jej nie nosi, bo nazwano je stolicą musztardy, a bycie stolicą wina i musztardy nie jest zbyt apetyczne. Dlatego wracamy na A-31 i jedziemy jeszcze kawałek wśród malowniczych winnic Cote d’ore i dojeżdżamy do prawdziwej stolicy burgunda czyli do Bon. Nie chodzi oczywiście o niemiecką metropolię nad Renem, tylko o starożytne francuskie miasteczko wielkości Sieradza otoczone murem obronnym, fosą i wianuszkiem dobrze znanych w winiarskim świecie wioseczek. Bo tylko tu i w rejonie Chablis mogą rosnąć Burgundy oznaczone najwyższym poziomem klasyfikacji, czyli Grand Cru. Jeden taki rarytas widziałem w cenie… 100 2-litrowych butelek coli.

Winiarska Burgundia ciągnie się jeszcze dalej na południe, aż do miasteczka Macon, gdzie w 6 wieku zebrał się synod, by ostatecznie ustalić, czy kobieta jest człowiekiem. Na szczęście kobiety zostały oficjalnie zaliczone do rodzaju ludzkiego i trzeba to odnotować jako zaskakujący, ale jednak sukces średniowiecznego kościoła.
Innym zaskakującym, dla niektórych sukcesem średniowiecznego kościoła jest sukces winiarski braci cystersów, bo to właśnie im zawdzięczamy doskonałe Chardonney i Pinot Noir rosnące od Dijon po Macon. Ich pionierski wysiłek kontynuują dziś współcześni winiarze. Owocem tej pokoleniowej sztafety są ponad 2 tuziny burgundów na samej tylko stronie Winezji. Oprócz wspomnianego Grand Cru znajdziecie aksamitnego Chardonney spod Macon w cenie zdecydowanie dwucyfrowej, oraz kilka szlachetnych Chablis czyli Chardonnay, których uprawy, w połowie drogi między Szampanią a Burgundią, też rozpoczęli cystersi.

A skoro już dotarliśmy aż do Macon, to proponuję przycisnąć nieco pedał gazu i wskoczyć na chwilę do Marsylii, wiem, wiem, mówiłem na początku, że to będzie przewodnik po północnej Francji, ale szkoda by było nie zajrzeć do krainy Van Gogha i Pablo Picasso, lawendy i słoneczników, gór, plaż i wina czyli do Prowansji. Winorośl rośnie tu na potęgę, bo słonecznych dni jest w Prowansji często dwa razy więcej niż w innych regionach winiarskich. A najczęściej produkuje się tu wino… różowe. Róż wina można osiągnąć poprzez wrzucenie czerwonych winogron do maceracji, a następnie zatrzymanie jej i kontynuowanie fermentacji już bez skórek. Można też zastosować metodę Saignée („Sanje”) czyli odsączenia soku z czerwonych winogron, no a najprościej jest pomieszać białe wino z czerwonym. Co brzmi trochę jak żart, ale bywają jeszcze gdzie niegdzie takie metody produkcji i to nie gdzieś na peryferiach winiarskiego świata, ale na przykład w klasycznej i - luksusowej jakby - Szampanii.

Prowansalski róż pochodzi głównie z maceracji i warto go sobie zaserwować do wrześniowej kolacji w ogrodzie w nieco chłodniejszy wieczór. Bo takie też synoptycy przewidują. A kiedy będzie trochę za ciepło na rasową czerwień wina, i trochę za zimno na typowo białe orzeźwienia, wtedy bez różu ani rusz.
A różowe wino wbrew pozorom jest dość uniwersalne. Lubi kuchnię meksykańską, tajską, indyjską, no i oczywiście prowansalską. A jeśli ktoś unika obfitych kolacji, może sobie w chłodniejszy wrześniowy wieczór otworzyć Saint Tropez Cotes de Provence do deski serów. Pod warunkiem, że znajdzie się wśród nich nasz poczciwy ser tylżycki. A jeśli ktoś chciałby przetestować wszystkie wrześniowe wina z wielką deską serów, to sugeruję:

  • Szampana z brie
  • alzackiego Pinot Gris z parmezanem
  • burgundzkiego Chardonney z camembertem
  • a Sauvignon Blanc znad Loary z jakimś przysmakiem od kozich serowarów.

W związku z tym, że do wrześniowych zakupów dojdą jeszcze sery, a w sklepach ostatnio nie najtaniej, w ramach aktywnej walki z drożyzną proponuję obniżkę ceny wrześniowych win z omawianych regionów o 30% przy pomocy kodu

FR1

A listę win z omawianych regionów do kodu znajdziecie TUTAJ.


Powiązane artykuły