Życie w cieniu młodszego rodzeństwa
Ekspert od win
06.08.2015

Życie w cieniu młodszego rodzeństwa

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Ledwie zdążyłem zostawić walizkę po bałtyckim solarium, a już w rękę wędrowała kolejna niezawodna towarzyszka „flying sommelier” (wiem wiem…), której nie straszne traktowanie na żadnym lotnisku świata.

Nawet w Lizbonie, bo tym razem tam wiódł degustacyjny szlak, by wprost z niej ruszyć do Tejo. Regionu, który poznałem od winnej strony jako pierwszy, spośród wszystkich portugalskich części mapy. Równo dwie dekady temu praktycznie nikt w naszym kraju nie znał win portugalskich, jeszcze mniej ich próbowało, a te, zwłaszcza czerwone, które do nas docierały, dumnie nosiły na swoich etykietach napis „Ribatejo”. Nikt prawie jeszcze wówczas nie zwracał uwagi na czerwone wina z Douro, Alentejo czy Dao, a i Vinho Verde nadal było terra incognita.

Czas mijał, realia się zmieniały nieubłaganie. Świat eksplodował zachwytem nad winami „Douro Boys” i s-ki. Vinho Verde jest łatwiej kupić niż oranżadę. Dao doczekało się renomy portugalskiej Burgundii, a Alentejo… zdominowało półki z portugalską ofertą w każdym zakątku świata. W całym tym zamieszaniu, mało kto zawracał sobie głowę historią całej sprawy, rzucając się w wir poznawania portugalskich cudeniek. A historia jest taka, że jeszcze niedawno czerwień portugalskiego wina to przede wszystkim Lizbona i jej okolice na północ, zachód i wschód. A czerwonym sercem kraju było Ribatejo właśnie, przy współudziale Estremadury i Beira Litoral oraz Baixa.

Chichot czasu jest taki, że w procesie przemian winiarskiej mapy kraju, praktycznie żaden z ostatnich regionów nie przetrwał pod swoją nazwą do dziś. Estremadura zwie się Lizbona, obydwie Beira to Bairrada i Beira Interior, a Ribatejo postanowiło zmienić się po prostu w Tejo. Czy to były dobre rozwiązania? Czas pokaże. Na dziś dzień, największym beneficjentem całej zabawy jest Alentejo. Nie dość, że pozostało przy swojej nazwie, to korzystając z wiedzy i pieniędzy winiarzy w dużej mierze z Tejo, winiarskiego outsidera urosło do roli głównego rozgrywającego, przyćmiewając „starą gwardię” cieniem swojego ogromu.

A jakie jest Tejo? Jego wina? W krótkich, żołnierskich słowach: region jest nazywany „ogrodem Portugalii”. Jak okiem sięgnąć, znajdziecie uprawy przeróżnych roślin i hodowle zwierząt, lecz winorośl gra tu ogromną rolę, rosnąc na jednej z trzech kategorii podłoża; campo, bairro i charneca. Białe portugalskie wina to wciąż głównie krągłe, owocowe Fernao Pires i rześkie, cytrusowe Arinto. W czerwieni wciąż główne skrzypce skrzypce grają Castelao i Trincadeira, wspierane przez Aragonez i Touriga Nacional, a obydwu kolorach swoje pięć groszy dorzucają międzynarodowi wszędobylscy z francuskiej ziemi. Grunt, by pamiętać, że są to typowe wina południa i gorącego klimatu: białe są krągłe, owocowe i bardzo orzeźwiające, a czerwone szczodre, gęste i gładkie. Czyli dokładnie takie, jakie lubimy, o czym dokładnie mówią statystyki i badania o naszych wyborach przy sklepowych półkach.


Powiązane artykuły