rating 8/10

"Co by tu poświętować" to seria wpisów, stworzona z myślą o osobach szukających zabawy podczas degustacji ulubionych trunków. Podcast o winie i nie tylko został stworzony przez Pana Krzysztofa Szubzdę, a w grudniu podejmuje temat idealnych win na świąteczny stół.

Jest wiele okazji w grudniu, żeby poświętować, ale te najważniejsze kumulują się na końcówce. Są tacy, którzy przez cztery tygodnie grudniowego adwentu wstrzymują się od świętowania i dopiero właśnie na końcówce… szaleją.

I właśnie tak zrobimy. Pierwsze grudniowe wino otwieramy wino wraz z pierwszą gwiazdką. Tak-tak, już widzę jak tradycjonaliści kiwają na mnie palcem i przypominają, że polski obyczaj nie przewiduje alkoholi w wigilijnym menu, że wigilia oznacza z łaciny czuwanie, a jak tu czuwać po winie. Otóż każda piękna tradycja, drodzy tradycjonaliści, była kiedyś oburzającą nowością. Mój dziadek oburzał się na przykład na komunistycznego karpia w galarecie. Powtarzał, że tradycyjną rybą wigilijną jest jesiotr. I co? Mimo dziadkowych utyskiwań, karp stał się nową, polską tradycją i nikt się jakoś nie kwapi, by dekumunizować wieczór wigilijny i wrócić do szlacheckich jesiotrów.

Skoro więc karpiowi udało wtargnąć na świąteczny stół, tym bardziej należy się tam miejsce - winu. Najlepsze byłoby chyba białe. Nikt nie zamierza, póki co, zrywać z tradycją postnych dań wigilijnych, zwłaszcza że świetnie wpisują się w trendy wege, eco, bio, a nawet fit. Wybór wina, które sprawdziłoby się do wszystkich dwunastu wigilijnych dań nie jest prostym zadaniem, a jeśli to ma być jeszcze wino, które zaspokoiłoby oczekiwania wszystkich zgromadzonych przy stole pokoleń (oraz oczywiście niespodziewanego gościa), taki wybór jest w zasadzie niemożliwy, ale… trzeba próbować. Na pewno wigilijny szczep nie powinien być zbyt intensywny, żeby nie przyćmił pierogów, barszczu no i karpia w galarecie, ale brak intensywności nie może oznaczać braku charakteru. Powinien być rześki w smaku i niebanalny. No i w końcu powinien to być również specjał, który uszanuje magię jedynego w roku wieczoru, nie zgorszy babci Halinki, nie rozczaruje wuja Mariana i mile zaskoczy kuzyna z Londynu, który już wszystko pił i wszystko widział. Aha, dobrze by było, gdyby wigilijny szczep miał jakieś polskie tradycje. Czy jest coś takiego? Proponuję szczep pinot grigio, zabutelkowany pod etykietą Messer del Fauno. Babcia Halinka doceni jego subtelność, wujek Marian – włoski sznyt, a londyński kuzyn – zaskakujące cytrusowe nuty.

Polskie tradycje pinot grigio też ma udokumentowane. Przed wojną produkowano go w Winiarach koło Warki, a dziś uprawiają go z powodzeniem winiarze spod Skierniewic.

Włoski pinot grigio będzie na pewno ciekawym, wigilijnym eksperyment. I jak to z eksperymentami bywa, zakończy się albo wielkim sukcesem, albo burzliwą debatą na temat doboru szczepu i w ogóle na temat obecności wina na wigilijnym stole. Może być gorąco, ale jak już się kłócić przy choince to lepiej z powodu wina niż polityki.

A nazajutrz można kontynuować winiarskie spory przy świątecznym stole, który zwyczajowo w naszym kraju stęka i ugina się pod naporem dań. Dobór wina na pierwszy dzień świąt to zadanie jeszcze trudniejsze. Bo tego dnia na naszym talerzu może znaleźć się dosłownie wszystko: od pozostałości wigilijnych przez całe spektrum pasztetów i zup po indyki w najróżniejszych sosach, gęsi nadziewane najróżniejszymi owocami i soczyste karkówki w niezliczonej ilości wariantów. Tyle smaków kontra jedno wino. To nie może się udać, ale jednak spróbujmy. Conte di Campiano Primitivo – absolutny bestseller Winezji. Pozytywnych opinii o nim jest tyle, że nawet przy chybionym food-pairingu wino powinno się obronić. Sam specjał przywędrował do nas z Apulii. A więc to już drugie włoskie wino w naszym grudniowym repertuarze. Powstało ze szczepu o nazwie primitivo, która to nazwa może nie brzmieć zbyt luksusowo dla amatorskiego ucha, ale proszę nie dać się zwieść, primitivo cieszy się ogromnym uznaniem i na świecie i w Polsce. Ręczne zbiory tych winorośli są poddawane tradycyjnemu sposobowi winifikacji przez 2 tygodnie w zbiornikach ze stali nierdzewnej w kontrolowanej temperaturze, żeby zwiększyć intensywność aromatu i uzyskać miękkie taniny. Następnie wino dojrzewa przez 4 miesiące w beczkach. Aż w końcu śliwkowo-wiśniowy bukiet z nutami przypraw trafia do eleganckiej, masywnej butelki, która prezentuje się zupełnie nieprymitywnie. Jestem niemal pewien, że w wielu domach półwytrawny specjał z Apulii może stać się nową tradycją świąteczną.

Ale nie stawiamy jeszcze kropki w temacie win na 25 grudnia. W końcu to pierwszy dzień świąt, przy stole jest zwykle sporo gości, dańteż jest wiele, no i są jeszcze desery. I niech nikt się nie wykręca, że nie będzie jadł deseru. Czy ktoś odmówi babci Halince i nie spróbuje jej rewelacyjnego makowca, a jeśli już się zjadło makowiec, głupio będzie wzgardzić cynamonowym sernikiem żony, a tym bardziej nie zrobimy przykrości dzieciom, które same upiekły pierniczki i ozdobiły je koślawym, ale pięknym, kolorowym lukrem. Bez dobrego wina nie da się wchłonąć takiej kalorycznej petardy. Proponuje więc sięgnąć na specjalną półkę z pięcioma czerwonymi krzyżami czyli po wino z Gruzji. To jest ten kawałek świata, którego trudno nie kochać, szczególnie jeśli się jest Polakiem. I trudno odmówić sobie lampki gruzińskiego wina, szczególnie jeśli pochodzi z królestwa Kachetii – najważniejszego kaukaskiego regionu winiarskiego. Pirosmani Iveriuli to specjał od wielokrotnie nagradzanego potentata spod Tibilisi, oparty jest na niezwykle cenionym czerwonym szczepie saperavi z niewielką domieszką równie ważnego w tym kraju rkatsiteli. Taki kupaż skutkuje fenomenalnym aromatem czerwonych i jagodowych owoców, z lekką, niemeczącą słodyczą i kwasowością na przyjemnie niskim poziomie. Ale ostrzegam: grudzień to zwariowany czas zakupowy, więc może się zdarzyć, że nie dla wszystkich wystarczy Pirosmaniego i wtedy zaproponujemy państwu Alazani Valley - wino z pachnącej arbuzami doliny Alazani, pochodzi ono z tego samego regionu, a nawet od tego samego producenta, co więcej, łączy w sobie dokładnie te same szczepy, więc różnice pomiędzy dwoma gruzinami są w zasadzie niewielkie, ale jeśli ktoś ceni sobie te niewielkie różnice…. niech się lepiej pospieszy.

No i teraz przed nami drugi dzień świąt i czwarte wino w zestawieniu. Nie wiem jak Wy, ale ja w drugi dzień świąt już raczej podjadam niż zajadam i przekąszam raczej, oszczędzając przejedzony brzuch. Proponuję więc Wam tego dnia lżejsze posiłki, a do nich lżejsze wino. Ale z jakości nie odpuszczamy. Na stół 26 grudnia wjeżdża Kendermanns Riesling Kabinnet – kolejny sommelierski hit, tym razem z Niemiec, a dokładnie z Hesji Nadreńskiej. Jeśli nic Państwu nie mówi ten region, to spieszę wyjaśnić, że Hesja Nadreńska rozciąga się od Moguncji zwanej przez kibiców Mainz, po Wormację i Bingen. Mainz gra 11 grudnia z Bayernem Monachium, w Wormacji skazano Marcina Lutra na banicję, a z Bingen pochodziła słynna uzdrowicielka Hildegarda, której orkiszowa dieta wciąż robi furorę w całej Europie. Mam nadzieję, że Hesja nie jest już tak tajemnicza, a heskie wino - bardziej swojskie. Kendermanns przybędzie do Państwa w bardzo stylowej butelce i od pierwszego łyka urzeknie aromatem zielonych owoców, moreli, limonek i nutami mineralnymi. Fachowcy przyznali mu 86 punktów w stustopniowej skali, więc myślę, że nikogo nie rozczaruje.

I jeśli spodziewają się Państwo, że nasza kolejna grudniowa okazja przypadnie dopiero w Sylwestra, to jesteście w błędzie. Otóż przed nami – trzeci dzień świąt. Dla mego pochodzącego z Kresów taty – trzeci dzień świąt jest czymś zupełnie naturalnym. Tego dnia w wielu kościołach błogosławi się… właśnie wino. Na zakończenie mszy ksiądz częstuje nim wiernych słowami – pij miłość świętego Jana. A to wszystko na pamiątkę starej, pobożnej legendy, według której cesarz Domicjan kazał otruć tegoż apostoła przy pomocy wina. Św. Jan pobłogosławił wino, wypił i nic mu się nie stało. Wino w biblii oznacza bowiem szczęście, radość, ale również cierpienie i miłość. W końcu i miłość i wino kojarzy nam się krwistą czerwienią. Przepraszam wszystkich miłośników białego wina.

Ale jeśli komuś 27 grudnia będzie nie po drodze do kościoła, proponuję własną butelkę świętojańskiego wina - Oro dei Sani - rubinowe chianti z samego serca Toskanii. Oro dei Sani jest w stu procentach oparte na szczepie sangiovese czyli Święty Jan. Nawet niepobłogosławione będzie idealnie smakowało w ten wieczór, a jeśli ktoś jest bezwyznaniowy i przytłoczyły go te wszystkie sakralne skojarzenia, to szeptem dodam, że zdaniem wielu specjalistów sangiovese nie ma nic wspólnego ze świętym Janem, wszak Jan to po włosku giovanni, a giovese to Jowisz natomiast san to skrót od sanguis czyli krew. Można więc tego dnia starym pogańskim obyczajem upoić się krwią Jowisza. Krew boga burzy i deszczu idealnie komponuje się z klopsikami w sosie pomidorowym, albo z pomidorowym ragu, albo z jakąś pastą di pomodoro, słowem ze wszystkim co włoskie i pomidorowe, nie ważne czy ricotta czy pana cotta byle z pomidorem i sangiovese sprawdzi się do tego wyśmienicie. Oczywiście żartowałem z tą pana cottą w pomidorach. Chociaż po trzech dniach świętowania nasze brzuchy mogą już być gotowe na wszystko.

No dobrze. I dopiero teraz możemy przejść do Sylwestra. Propozycja alkoholowa jest tu w zasadzie jedna: szampan - wiadomo. Ale skoro obaliliśmy już tradycję bezalkoholowej wigilii, wprowadziliśmy kaukaskie wino na pierwszy dzień świąt, świętego Jana zamieniliśmy na krew Jowisza - to wypadałoby zbuntować się też przeciwko szampanowi w szampański wieczór. Szampan to przecież zwykłe wino musujące, tyle że z Szampanii. To prawda, że Strauss nazwał je królem wszystkich win i że awanturnicze otwieranie go szablą zrobiło szampanowi fantastyczną renomę, ale inne regiony Francji i regiony poza Francją też mają swoje rewelacyjne propozycje bąbelkowe, które odważnie usiłują zdetronizować szampana. Najbliżej tego wyczynu jest chyba włoskie prosecco. To właśnie na jego bazie powstał hit ostatnich lat czyli aperol spritz, na prosecco bazuje też martini royale, mniej może znana mimoza i bellini. Prosecco pojawia się w dłoniach celebrytów i gwiazd, bo prosecco chce być nowym szampanem. I dlatego proponuję wam na powitanie 2022 roku musujące wino spod Wenecji o nazwie Brilla. Przybędzie do was w fantazyjnej butelce z wypukłym kwiatowym ornamentem i kuszącą brokatową etykietą. Już na sam widok robi się szampańsko, co ja mówię, robi się proseccowo. Brilla to kwintesencja radości. Świeży, lekki i niezwykle delikatny bukiet, perlący się nutami brzoskwiń, soczystych zielonych jabłek, akcji i bzu. Idealny aperitif, wyborny towarzysz drobnych przekąsek, delikatnych dań, ryb, skorupiaków i sushi. Producenci tego wina określili je jako żywiołowe, świeże i bezczelnie przyjemne, a dodatkowo promują je hashtagiem diament w środku. No cóż może warto dać im szansę i spędzić tegoroczną, sylwestrową noc przy prosecco. Koniecznie spróbujcie!


ZAREZERWUJ ZESTAW NA WINEZJA.PL