Na rozstaju dróg...
Ekspert od win
24.01.2012

Na rozstaju dróg...

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Pamiętacie jeszcze początek jednej z najpiękniejszych polskich piosenek? Wielu z pewnością tak, a część pewnie nigdy nie miała okazji poznać. A warto, bo nie dość, że utwór zacny, to często jego pierwsze słowa same wpychają się do głowy niczym podróżni na peronie w Zakopanem, próbujący znaleźć wolne miejsce w wagonie w czasie powrotu z zimowej kanikuły.

Kiedy to ma się do wina? A no wtedy, gdy stoimy przed wyborem wina, a oprócz jego proweniencji nie wiemy o nim wiele. Nie, nie wtedy, gdy decydujemy: białe czy czerwone?  Też nie wtedy, gdy wybieramy choćby spośród Bordeaux i Toskanii… Te wybory są proste, oczywiste i zależą tylko od naszych potrzeb, preferencji lub nastroju. Sprawa dotyczy decyzji, czy wypijemy Chianti czy… Chianti?! Tak, tak – o to idzie rzecz cała. Czymże różnić się mogą na pierwszy rzut oka i ucha owe wina? Miejsce uprawy (z grubsza) to samo, odmiany winorośli także, wymagania stawiane przed flaszką, by mogła dumnie przybrać nazwy apelacji – także. Ba! Rocznik, warunki klimatyczne, glebowe itd. częstokroć również z tej samej „pary kaloszy”. I co wtedy? Co będzie czynnikiem decydującym o kształcie jednego, czy drugiego? Odpowiedź jest oczywista! Człowiek! Ten, który za każdym z tych win stoi jako twórca pomysłu powstania owego wina. Jak w wielu innych dziedzinach, w bardzo dużym uproszczeniu, możemy podzielić winiarzy na tradycjonalistów i modernistów, choć wewnątrz każdego nurtu znajdziemy różniące się od siebie szczegółami frakcje.

Tradycjonalista będzie hołdował tradycji i wynikającym z niej sposobom prowadzenia winnic, fermentacji i starzenia wina, jednak wielu spośród z nich w którymś miejscu odbiegnie od pozostałych – a to zmniejszy nieco wydajność z hektara, a to tank fermentacyjny wykonany będzie, dajmy na to, nie z drewna, a z nierdzewnej stali. Co, którzy nie zmieniają nic, a takich jest jak na lekarstwo, nazwijmy ortodoksami. Jednak takich zapaleńców też można czasem tego miana pozbawić. Wszak wiek wstecz, fermentacja jabłkowo-mlekowa nie wszędzie była znana i zaprzęgana do winifikacji. Przykład? Proszę bardzo! Region nr 1 Italii – Piemont. Dziś nikt przy zdrowych zmysłach, na pominięcie tej części winifikacji decydować się nie kwapi…

Nie inaczej sprawa ma się z modernistami. Każdy z nich wszak może stawiać najbardziej na jeden z kilku parametrów, które pozwalają odmienić własne wino od pozostałych. Wielu przywiezie do starych apelacji małe barriques, wcześniej tam nie znane. Mało tego! Dodatkowo zacznie mieszać ich oryginalne! Trochę amerykańskiego, trochę francuskiego, albo jeszcze lepiej – dajmy na to: polskiego. A te pięknie pozwolą winu szybciej dojrzeć, a gdy nowe, zaopatrzą wino w tak lubiane aromaty. Drugi postawi na dłuższą macerację,  pozwalającą wydobyć z winogron więcej polifenoli od przeciętej dla typu wina. Trzeci ograniczy się do użycia odmiennego od znanego w owym miejscu od stuleci sposobu prowadzenia winnic i wydajności z hektara, obniżając ją wymiernie, co pozwoli gronom skoncentrować cukry, kwasy i obniżyć poziom wody w owocach.  Czwarty z namiętnością wykorzysta wszelkie możliwości, z których wymienione na pewno nie są wszystkimi.

Skąd to wszystko wiedzieć? Ciężko wszak spamiętać tysiące nazwisk… Ratunku w takiej sytuacji szukajmy u sprzedawcy, czasem (rzadko) wszystkiego dowiemy się z kontr-etykiety, dając sobie pomóc „nalepkologii”, tak pogardzanej przez „znawców”. Jako ostatniej deski ratunku możemy użyć  zdobyczy cywilizacji, zwanych często naszymi władcami, czyli – telefonów komórkowych, tabletów, smart fonów etc. Znakomita większość producentów komunikuje się ze światem, umieszczając w sieci wszelkie potrzebne (niepotrzebne czasem także) informacje. A o tych mniej otwartych na świat chętnie piszą dziennikarze i bloggerzy, zakochani w ich niepowtarzalnej odmienności .


Powiązane artykuły