Podcast o winie [Odcinek 11]: Co by tu poświętować? (KWIECIEŃ)
Podcast o winie
28.03.2022

Podcast o winie [Odcinek 11]: Co by tu poświętować? (KWIECIEŃ)

Autor posta Krzysztof Szubzda
Krzysztof Szubzda

0/10

Podcast o winie i nie tylko został stworzony przez Pana Krzysztofa Szubzdę i mamy nadzieję, że pomoże w wyborze winnych (i nie tylko) propozycji na marcowe okazje. Życzymy miłego słuchania!

10 kwietnia w niedzielę palmową rozpoczyna się Wielki Tydzień. Ale u nas w Polsce nie jest jakoś szczególnie wielki. Co innego w Hiszpanii, tam La Semana Santa obchodzona jest z prawdziwym rozmachem. Starodawne bractwa pokutne nadziewają na siebie czarne lub purpurowe szaty, przykrywają głowy wielkimi kapturami i ruszają na miasto dźwigając kilkutonowe platformy z biblijnymi scenami. W palmową niedzielę najważniejszą platformą jest oczywiście la borriquita czyli oślica, na pamiątkę wjazdu Chrystusa do Jerozolimy… właśnie na oślicy. Platformy niosą tak zwani costaleros czyli krzepcy mężczyźni z workami zawiązanymi na głowach, nadzorowani przez wykrzykujących dziwne komendy capatazów czyli brygadzistów. Reszta wiernych podąża śpiewając, zawodząc lub modląc się ze świecą w dłoni, albo z pochodnią, no i oczywiście z palmą. Najlepiej z Elche - największego w Europie gaju posadzonego jeszcze przez Kartagińczyków. Jeśli macie więc możliwość wyskoczenia na niedzielę palmową do Hiszpanii, a szczególnie do Sewilli, nie wahajcie się ani chwili, jeśli nie – sięgnijcie przynajmniej po hiszpańskie wino. Proponuję sauvignoscatel blanc, tak mogłoby się nazywać wino złożone dokładnie w połowie z sauvignon blanc i w połowie z moscatela, ale nazwie się Quinta de Aves. Nie pochodzi też z Sewilli, jak moglibyście się spodziewać, ale z Castylii La Manchy, gdzie narodziło się najstarsze hiszpańskie bractwo pokutne i może z nie takim rozmachem jak konfratrzy z Sewilli, ale działają nieprzerwanie od prawie tysiąca lat. Wiem, że picie wina nie jest zbyt pokutnym zajęciem, ale ustaliliśmy w zeszłym miesiącu, że w postne niedziele pokuta nie obowiązuje, bo z niedzielami post trwałby 46 dni, więc trzeba odjąć 6 niedziel, by uzyskać 40 dni pokutnych.


Odjęciu podlega też 5. niedziela postu przypadająca 3 kwietnia. Tego dnia też z czystym sumieniem można spróbować wina. Proponuję również hiszpańskie, a dokładnie katalońskie. To ważne rozróżnienie, zwłaszcza dla Katalończyków. 3 kwietnia pokutne bractwa Katalonii, La Manchy i Kastylii i Sewilli siedzą jeszcze w klasztornych kruchtach i odkurzają biblijne figury na platformach, ale na boisko wychodzi duma Katalonii: FC Barcelona. A naprzeciw niej staje bractwo piłkarskie właśnie z Sewilii. Do tego jeszcze hodowcy palm z Elche jadą na trudny mecz do Madrytu. Proponuje oczywiście ten pierwszy pojedynek, a do niego katalońskie wino Parés Baltà Honeymoon. Ten miesiąc miodowy w nazwie wziął się stąd, że wino ma upamiętniać poślubny wypad właściciela winnicy Joana Cusiné ze świeżo poślubioną Marią Angels Carol. Wino jest ekologiczne, organiczne, a nawet biodynamiczne, a więc uprawiane w samowystarczalnym ekosystemie w zgodzie z holistycznie pojmowaną naturą. Uprawy biodynamiczne biorą pod uwagę nie tylko lokalną specyfikę gleby czy nasłonecznianie, ale również fazy księżyca, promieniowanie kosmosu oraz pulsowanie odwiecznej prawdy. Nawet jeśli nie wierzycie w takie rzeczy, myślę, że warto warto przetestować, jak smakuje biodynamiczna parellady – szlachetny szczepu, który znamy z hiszpańskiej cavy, stworzonej bez uwzględnienia wibracji lokalnych czakram i miejsc mocy.


Parellada to dość kapryśny szczep, który narodził się w sąsiedniej Aragonii, ale okazało się, że nieco mniej Kaprysi na katalońskiej ziemi. A zatem zapraszam na biodynamiczną parelladę z krnąbrnej Katalonii dokładnie w pierwszą niedziela po wiosennym nowiu. Myślę, że wtedy najlepiej odkryją się przed wami subtelności zapachowe kwiatów pomarańczy w połączeniu z bardzo dojrzałymi aromatami gruszki i moreli. W ustach wino złapie jeszcze krąglejszy posmak konfitury brzoskwiniowej i pozostawić długi, naprawdę kosmiczny finisz. Idealnym dopełnieniem tych doznań będzie kuchnia tajska, z sushi, albo foie gras. Mam nadzieję, że wśród kibiców Barcy znajdą się miłośnicy gęsich wątróbek i wina produkowanego w zgodzie z pulsem wszechświata.
No i czas na Wielki Czwartek. Zacznę od odrobiny prywaty. Moja sąsiadka pani Marysia, którą serdecznie pozdrawiam, pije czerwone wytrawne wino tylko raz w roku. Właśnie w Wielki Czwartek. Na pamiątkę ostatniej wieczerzy. Normalnie jak na prawdziwą Polkę przystało konsumuje cio ciosan i wiśniowe Carlo Rossi, ale tego dnia zamawiają sobie z mężem – jak to mówią – „kwaśne gronowe” i krzywiąc się po każdym łyku męczą całą butelkę do ostatniej wieczerzy.


Pomyślałem sobie, że może ktoś z Was też ma taką sąsiadkę Marysię i chciałby zrobić jej w tym roku niespodziankę. Serdecznie polecam sycylijskie primitivo Varvaglione V2. Primitivo to nie żaden przytyk do sąsiadki Marysi. Tak we Włoszech nazywa się ten stary chorwacki szczep, a nazwa primativus oznacza po prostu „wcześnie dojrzewający”. W takim tłumaczeniu można to odebrać nawet jako komplement. Chorwacka nazwa tego wina brzmi trochę bardziej swojsko - crljenak kaštelanski, a już zupełnie światowo brzmi jego nazwa amerykańska: Zinfandel. Możecie powiedzieć pani Marysi, że w smaku też jest trochę wiśniowe. A nawet ma w sobie nutę malin, kakao i słodkiego tytoniu. No dobra o tytoniu może lepiej nie wspominajcie. Ale koniecznie wspomnijcie, że primitivo świetni współgra z grillem. Może na wielko-czwartkowej wieczerzy grilla akurat nie będzie, ale trzeba myśleć przyszłościowo. Jeśli chodzi o postne przysmaki, to Varviglione podbije smak łososia, goudy, a nawet fasolki po bretońsku. A jeśli ktoś nie praktykuje w wielki czwartek ostatniej wieczerzy, może zjeść uroczystą kolację z okazji 178 urodzin Edoardo Bassiniego, włoskiego chirurga, który opracował metodę operowania przepukliny, a jeśli i taka okazja nie przypada wam do gustu, to 14 kwietnia o 22.00 we włoskim Bergamo rozpoczyna się ćwierćfinałowy mecz Ligi Mistrzów Atalanta – RB Lipsk. Myślę, że dojrzałe i mocno owocowe primitivo ze skąpanej w słońcu Apulii idealnie rozgrzeje emocje sportowe.


No i czas na wino wielkanocne. Pomyślałem sobie, że z tej okazji wypijemy coś specjalnego, coś czego jeszcze nie było, przynajmniej w naszych podcastach i wybrałem dumne sycylijskie wino, której popularność nie ustaje od końca 18 wieku, czyli: marsalę. To wzmacniane, najczęściej słodkie wino wzięło swoje nazwę od miasta Marsala, a miasto Marsala wzięło swoją nazwę od arabskich słów mars allach. Każdy, nawet początkujący arabista słyszy, że jest w tej nazwie Allah, a więc jest element boskości, Marsala to boski port. Pewnie nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że partnerskim miastem boskiego porto jest Porto, bo w obu portach powstają słynne wzmacniane wina. Ale pewnym zaskoczeniem może być fakt, że partnerskim powiatem Marsali jest nasz powiat nyski. Okazuje się jednak, że w powiecie nyskim też uprawia się wino, na razie nie wzmacniane, ale kto wie, co przyniesie przyszłość, wzmacnianie nie jest jakąś szczególną filozofią, któż z nas nie wzmacniał kiedyś piwka u bootem z kieliszka wódki. Może kiedyś do słynnej triady: shiraz, porto, marsala, dołączy wino nysa. Tego życzymy. Ale wróćmy na Sycylię. W 17%-owym trunku trochę trudniej odkrywa się smaki, bo alkohol potrafi co nieco przyćmić, ale przy odrobinie uważności wyczujemy tam morelę, może nawet duszoną , cukier może nawet brązowy a do tego wanilię i tamaryndowiec – słodko-kwaśny owoc, z którego Hindusi robią pasty, sosy, cukierki, a nawet biżuterię.


Jeśli ktoś ma bardzie zaawansowane zdolności kulinarne może zrobić z marsali sos do świątecznej wieprzowiny, albo kurczaka. Ci z umiarkowanym talentem kuchennym mogą pokroić twardszy ser, suszone owoce i jakąś charakterną wędlinę. Marsala sączona z taką aromatyczną deską specjałów też zrobi wrażenie. Ostatecznie specjał z boskiego portu może wzmocnić smak tiramisu, lodów zabajonych lub nawet babcinej szarlotki. Dopuszczalna jest opcja, której osobiście nie polecam, by odstawić marsalę na Wielkanoc 2050, to akurat wino podlega zasadzie: „Im starsze tym lepsze”. Pozostałe kwietniowe propozycje najlepiej wypić w kwietniu.
Po mocniejszym uderzeniu wielkanocnym proponuję na dyngusowy poniedziałek coś lżejszego: na przykład gewurztraminer. Mimo swej jawnie niemieckiej nazwie, dziś ten szczep jest głównie Francuzem, a dokładnie Alzatczykiem, w dużej części też Mołdawianinem, nierzadko Włochem z Górnej Adygi, Amerykaninem albo Ukraińcem. Tak-tak Chersoń, Odessa i Zakarpacie, które dziś kojarzą nam się głównie z regionami wojennymi są również regionami winiarskim. W tym pierwszy uprawia się gruziński szczep rkatsiteli, w drugim - merlota i chardonnay, a na Zakarpciu króluje cabernet sauvignon i traminery właśnie. Marzę o tym, byśmy mogli jak najszybciej wybrać się do zaporoskiej winnicy i wznieść toast za polsko-ukraińską przyjaźń jakimś kozackim gewurztraminerem.


Póki co jednak musimy się wesprzeć jego wersją z Palatynatu. Toast niemieckim winem za przyjaźń polsko-ukraińską to brzmi naprawdę jak radykalne wyzwolenie się od demonów przeszłości, ale przecież o to chodzi w wielkiej nocy i w ogóle. A więc wino do toastu na wielkanocny poniedziałek nazywa się Kendermanns Gewürztraminer Pfalz i przybędzie do państwa w szlachetnej białej butelce, w której zobaczycie specjał mieniący się jasnozłocistymi refleksami, potem wino urzeknie Was różanym, trochę mandarynkowym zapachem, a gdy nadejdzie czas degustacji, to gewurztraminer zwykle oferuje doznania smakowe ze spektrum pomiędzy grejpfrutem, a ananasem, z punktem centralnym w okolicach liczi. I nasz traminer z Palatynatu trafia chyba właśnie w ten złoty środek. Warto schłodzić go przed podaniem do 6 stopniu C i podać w towarzystwie kurczaka, kaczki albo wieprzowiny. Myślę, że któreś z tych mięsiw zjawi się na większości dyngusowych obiadów. Jeśli ktoś tego dnia raczy się raczej krabem, to gewuztraminer też sobie z krabem poradzi. A bracia weganie, komponujący wielkanocne przysmaki z bakłażanów, tempehu, dyni, papryki, czerwonej cebuli, marchewki a nawet kokosów też będą zachwyceni dopełnieniem w postaci lampki niemieckiego wina.

No i na koniec zostawiłem wam coś naprawdę specjalnego. Musujące wino ze Słowenii. 27 kwietnia my w Polsce będziemy mieli zwykłą ostatnią środę, no może kilku grafików przypomni sobie, że tego dnia jest dzień grafika, a jakiś jajcarz przypomni sobie o dniu tapira, a tymczasem Słoweńcy świętować będą Dzień Oporu Przeciw Najeźdźcy. Święto jak widać, zawsze na czasie. Dzień ten upamiętnia powstanie Front Wyzwolenia Narodu Słowenii 26 kwietnia 1941. Czemu powstanie frontu 26 kwietnia wspomina się 27 kwietnia na zawsze powstanie słoweńską zagadką. Nie będziemy w nią wnikać. Wnikniemy natomiast w tajemnice wina Puklavec Estate Selection, ze słoweńskiego Podrawia czyli regionu winiarskiego nad Drawą. Zimy nad Drawą są dość surowe i śnieżne, ale latem panują idealne temperatury do uprawy rieslingów, pinotów, a nawet sauvignon blanc i nasza propozycja na ostatnią środę kwietnia to właśnie ten ostatni szczep. Puklavec jest świeży owocowy i do tego bąbelkowy, ale drobno bąbelkowy. Robiony jest tą samą metodą co włoskie lambrusco czy niemieckie sekty, przypomina też trochę prosecco. Po otwarciu słoweńskie prosecco zaatakuje nas zapachem agrestu, zielonego pieprzu i marakui. W smaku najpierw pojawi się landrynkową słodycz, którą momentalnie kontruje cytrusowa kwasowość a potem dopełnia lekko goryczkowy finał. Jeśli dodamy do tego nieco słonej rybę lub jakiegoś mięsistego skorupiaka, to mamy idealną symfonię wszystkich smaków.

 

ZAREZERWUJ ZESTAW NA WINEZJA.PL


Powiązane artykuły