Pierwsze jesienne degustacje
Ekspert od win
12.09.2011

Pierwsze jesienne degustacje

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Razem z zakończeniem letniej kanikuły, nadciągają zewsząd do Polski rzesze przedstawicieli całych krajów i pojedynczych projektów poświęconych produkcji wina. Pierwszym „jesiennym skowronkiem”, z którym miałem okazję stanąć oko w oko, była Cristina Pandolfi, znana od lat z uczestnictwa w jury wielu konkursów winiarskich na świecie.

Przybyła na zaproszenie Ambasadora Argentyny w Polsce, by przedstawić najnowsze dane na temat produkcji wina, charakterystyki poszczególnych regionów i najpopularniejszych odmian winorośli. W czasie spotkania, którego arenę umieszczono w Sali Ludwikowskiej Hotelu Polonia Palace w Warszawie, mieliśmy także okazję zapoznać się z danymi o pozycji win argentyńskich w Polsce. Jak się okazało, nie gardzimy flaszami przybyłymi wprost z podnóża Andów, ba!, wręcz przeciwnie – lokują się w czołówce najpopularniejszych win, co prawie dokładnie odzwierciedla 9-tą pozycję Argentyny wśród wszystkich państw produkujących wino gronowe.

Oczywiście, nie ma takiej degustacji, która obyłaby się bez degustacji… Nie znam także degustatorów, którzy nie degustują… Zatem ad hoc przeszliśmy do części organoleptycznej, racząc się… ups! Oceniając wina ze wszystkich najważniejszych regionów, nie pomijając najważniejszego – Mendozy, w której środku odnajdziemy winnice Tupungato i Valle del Uco, rozciągnięte wręcz na zboczach gór, nawet do wysokości 1300m.n.p.m. Na początek -ciekawe, maślane Chardonnay o zaskakująco rześkiej kwasowości. Zaraz po nim równie tłuściutkie, lecz o niebo bardziej aromatyczne Torrontes, biała chluba narodowa. Dosłownie i w przenośni - płynnie, przeszliśmy do poświęcenia uwagi winom czerwonym, których reprezentację otworzył Pinot Noir z położonej na południu kraju Patagonii. Hmm… „Dietetyczny cukiereczek”… Kolejny reprezentant – Bonarda. Z włoskim charakterem oryginału łączy ją jedynie imię i kolor. Reszta to zupełnie inna bajka. Mnóstwo glicerolu powodowało przyjemne wrażenie krągłości, co w połączeniu z intensywnością smaku i aromatów, lekką taniną i subtelną kwasowością dało nader apetyczne i sympatyczne połączenie. Po środku win w kolorze „tinto” stawił się Shiraz. Choć ta odmiana kojarzy się z Antypodami, to ojczyzna Maradony jest jej czwartą potęgą. Mocne, szczodre, pełne werwy i pazura. Aż się rozmarzyłem za kawałkiem jagnięciny znad ogniska…. Przedostatnim cymesem mianowano naj naj naj specjał argentyński – Malbec. Ten francuski przybłęda, tak pomiatany w swojej ojczyźnie, w Ameryce Południowej znalazł nie tylko nową ziemie obiecaną, ale też i pełną glorię. Gęste, korpulentne, nienachlane smakiem, miało wiele uroku, niczym przystojny macho,  niestety – nieogolony. Potęga i masa hardych tanin spowodowała nerwowe rozglądanie się po Sali za całą, lub choćby kawałkiem, wołu, którymi garbniki mogłyby się zająć miast naszych ust. Taki urok dotyczył jednak tej flaszy, zapewniam bowiem świadom odpowiedzialności, iż większość przedstawicieli tej społeczności jest tęga acz gładka jak prosto spod brzytwy. Na koniec – król czerwonych odmian – Cabernet Sauvignon. Bez zastanowienia zostało uznane najlepszym trunkiem wydarzenia. Piękna integracja, subtelność połączona z mocą, atrakcyjność i klasyczność. Najbardziej cieszy, że ten rumak przybył wprost z naszej stajni! Zwą go Trapiche Cabernet Sauvignon Medalla 2006. I od większości zebranych dostało złotego  „Medalla”. Nie pierwszy i nie ostatni raz…


Powiązane artykuły