Kiedy przestaje działać syndrom winnego turysty?
Ekspert od win
17.12.2014

Kiedy przestaje działać syndrom winnego turysty?

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Właśnie wróciłem z kolejnego wyjazdu do Austrii, gdzie przez tydzień szlifowaliśmy poziom Advanced Court of Master Sommelliers. Serie degustacji w ciemno, wiedzy teoretycznej i praktycznej przeplatały się z sobą bardzo intensywnie, przerywane krótkimi wizytami w restauracji najstarszego winiarza w Thermenregion – Freigut Thalern.

Lokal bardzo zacny, podzielony na kilka sektorów, zajmowanych zależnie od celu wizyty. Zarówno zwolennicy austriackich heuriger’ów, jak i fine-dining’u czuli się jak ryba w wodzie. Wiem, bo wraz z towarzyszami niedoli kilkukrotnie korzystałem z obydwu uroków restauracji, oprócz świetnego jedzenia chwalącej się zaprawdę znakomitą selekcja win. Cała plejada Blaufrankisch najlepszych winiarzy z lat ’90-tych i późniejszych, także międzynarodowe klasyki z Bordeaux, Toskanii, Rioja i wielu innych słynnych regionów. Polecam! Tym bardziej, że do Baden kilometrów 7, a do Wiednia – 20…

To jednak nie był koniec wrażeń – ostatnia, galowa kolacja poprzedzona była spotkaniem i degustacją win producentów, których nazwiska odruchowo wywołują błogostan w duszy i uśmiech na twarzy. Loimer, Kloster Neuberg, Salomon, Wellanschitz, Rabl, Dorli Muhr, Wienninger itd. Itd…. Bajka!

Przyszedł czas powrotu. 8 godzin za kółkiem to zawsze 8 godzin za kółkiem. Dodając uroki podróżowania w piątek wieczór przez Częstochowę… Zdecydowanie potrzebowałem wsparcia… Najlepsza połówka na świcie zaordynowała – Brundlmayer Gruner Veltliner Alte Reben! Trochę się przeraziłem… Pamiętając zwyczajowy rozdźwięk pomiędzy tym samym winem próbowanym w miejscu jego powstawania, w towarzyszących temu emocjach, krajobrazie, towarzystwie, zazwyczaj demolującym to spotkane tu, na miejscu, bałem się o losy wina, które zawsze bardzo lubiłem… I wiecie co? Alte Reben nie tylko stanął na wysokości zadania, zabliźniając rany męczącej podróży, lecz wręcz zabrał mnie z powrotem do Austrii, na wzgórze Kaffenberg pod Langelois, gdzie próbowałem je swego czasu kilka ładnych lat temu.

To dowodzi, że syndrom winnego turysty, cierpiącego pijąc to samo wino w domu, a nie w wyjątkowych okolicznościach wyjazdu do winnic, da się jednak zwalczyć, lub pominąć. I chyba wiem, w czym jest klucz! W towarzystwie i związanym z nim emocjach…


Powiązane artykuły