Czy gwiazdy kiedyś gasną?
Ekspert od win
14.02.2012

Czy gwiazdy kiedyś gasną?

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Dzisiejsze rozważania  sprowokował „news weekendu”. Tak – niestety ten smutny, o śmierci Whitney Houston. Kolejna osoba, która wzruszała innych więcej już tego nie zrobi.

Tak samo jak Jean Hugel, Tibor Gal, Giuseppe Quintarelli, Giacomo Bologna i wiele innych gwiazd pośród winiarzami, którzy swoim talentem już nigdy nas nie porwą. Tylko… czy aby na pewno? Wszak na sam dźwięk ich nazwisk, wspomnienia wracają z siłą wodospadu. Pierwsze, które z mojej pamięci chyba nigdy nie umknie, wiąże się z Jean’em Hugel.

Rok 2002 - bodajże… Październik –  to na pewno. W sile czterech aut, siedemnastu bladych twarzy płci różnych, ruszyliśmy wczesnym rankiem, a właściwie jeszcze przed świtem, na podbój Rheinhessen, Alzacji i Burgundii. Francja, a właściwie Alzacja, przywitała nas pięknie – oświetlonymi słońcem Wogezami i fioletowo-żółtymi polami pełnymi kwiatów i aromatów. Pędząc autostradą, z nogami gdzieniegdzie wystającymi przez okna niczym wiosła, rozpromienieni okolicznościami przyrody, słuchaliśmy głośno muzyki płynącej z radia (rap po arabsku jest niezapomniany), bądź z kaset (kaset!). Co ciekawe - przekazywanych  sobie w czasie jazdy… Tak – młodość czasami równa się: fantazja, głupota, brawura. Na szczęście, z wiekiem zazwyczaj te stany przemijają…

Tak dotarliśmy do przepięknego i starego jak świat Riquewihr, a widok ze wzgórza rozciągał się malowniczy aż do zaparcia oddechu. Idąc brukowanymi uliczkami w kierunku domu Hugel’ów, razem ze znakomitym kolegą Jarkiem podkradaliśmy grona Pinot Noir z mijających nas traktorków, obarczonych przyczepkami skrzyneczek pełnych kiści wprost z winnicy. Jak się okazało – złupiliśmy naszych gospodarzy… Nie! Nie żałuję tego! Raz, że poznałem smak najczarowniejszej odmiany świata. Dwa – zostało nam wybaczone. Na miejscu oczekiwał nas Jean Hugel. O jego historii, zasługach dla Alzacji i oddawanych mu honorach można pisać wiele słów. Najważniejsze jednak, że był wspaniałym człowiekiem, pełnym ciepła, humoru, zadziwiającej u osiemdziesięciolatka krzepy, lecz przede wszystkim innym – pasjonatem, który porwał nas za sobą bez pardonu. Jestem mu za to wdzięczny do dziś i taki pozostanę na zawsze. To dzięki niemu i do niego podobnym, uwierzyłem w piękno wina. I nie ma już takiej mocy, która by mnie od tego obrazu odwiodła. Jak dziś pamiętam zwiedzanie winiarni, wspólną degustację, zakończoną flaszkami skarbów przyniesionymi z domowej piwniczki w skrytości, by jego najstarsza córka, „szyja rodziny”, nie przyłapała go na gorącym uczynku. Uczynku poddania się słabościom rozemocjonowanej duszy.

Takie przeżycia nie mogły nie odcisnąć się mocnym piętnem we wspomnieniach. Dzięki nim powracają zawsze, gdy sięgam po flaszkę z nazwiskiem Hugel na etykiecie. Każdą niosę i otwieram sobie lub innym z pietyzmem i zaangażowaniem. Takim samym, z jakim Jean wciągał mnie w objęcia pięknego świata. Tak samo czynię z butelkami jemu podobnych, którzy mają szczęście być naśladowanymi przez swoich potomnych.

Czy więc ich odejście cokolwiek zmienia w pamięci o nich? Czuję, że ją wzmacnia! Czy oni zniknęli naprawdę ? Moim zdaniem, czekają na nas niczym „gin” zamknięty w butelkach. A gdy je otwieramy, z każdym małym łykiem, znów opowiadają nam cudowne historie! Takie jak Whitney, której głos jeszcze nie raz poruszy nasze najczulsze strony. Tego jestem pewien!


Powiązane artykuły